czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 10

Otworzyłam oczy i  przetarłam je ręką. Spojrzałam na zegarek. Jakim cudem jest już 13.00. To nie możliwe! Szybko wstałam z łóżka, ogarnęłam się w łazience i ubrałam to:
                                        
-Idealne kolczyki-powiedziałam sama do siebie stojąc pod lustrem
Zeszłam na dół gdzie nie było nikogo. Kurwa co jest grane?! Pojechali gdzieś?
Weszłam do kuchni i spojrzałam na zegar. 7.00. Że co?! Tutaj jest 7.00 a u mnie 13.00. Nic nie rozumiem. Jedno rozwiązanie. Ashley. Wlazła mi do pokoju i przestawiła zegar. Co za suka. Mam dość tego domu. Postanowiłam się przejść. Wyszłam z domu i skierowałam się w kierunku parku. Ta....
drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa. Nie zbyt ciekawa ta okolica. Tyle fajnych parków, a ja akurat wybrałam ten. Chociaż lepsze to niż słuchanie jak ta Ashley krzyczy po nocach imie Nialla. Aż przeszły mnie dreszcze obrzydzenia. Fu... Nareszcie ławka. Usiadłam na niej i oglądałam przechodzących ludzi. Niewielu ich było. O idzie jakieś ciacho. Heh. Zaraz on się do mnie przysiada?! Yyy...
-Hej jestem Logan -powiedział i podał mi rękę
-Hej, Amy-odwzajemniłam jego gest
-Co cie tu sprowadza?-zapytał
-Hmm... popsuty zegarek. A ciebie?
-Niezły powód. Mnie? Hmm... nuda
-Też niezły powód-powiedziałam i zaśmiałam się tak samo jak on.
Wydaje się sympatyczny no i oczywiście przystojny.
-Mieszkasz tu?-zapytał 
-Nie
-A gdzie?
-W domu. Wiesz ja nie mieszkam w parku.-Znowu wybuchnęliśmy śmiechem
-Zabawna jesteś.
-Dzięki. A ty gdzie mieszkasz?
-Nie daleko. Popatrz tam. Widzisz taki kremowy dom? Numer 271
-Tak widzę. Ładny.
-Dzięki.
Rozmawiałam z nim przez dłuższą chwile. Kiedy zrobiła się 13.16. wymieniliśmy się numerami i już chciałam iść do domu ale chłopak postanowił mnie odprowadzić. Po jakiś 40 minutach, jak bym szła sama to 20, byliśmy w domu, ale przynajmniej był ubaw. Pożegnaliśmy się pocałunkiem w policzek i Logan poszedł do siebie. Może mogłam go zaprosić. Odwróciłam się żeby go zawołać, ale już go nie było. Szybki jest- pomyślałam i weszłam do środka.
-Gdzie byłaś?-zapytał Louis
-W parku, bo jakiś debil lub debilka przestawił mi budzik. Obudziłam się o 7.00
a na moim zegarku była 13.00.-powiedziałam i spojrzałam na blondi
-Co się tak na mnie patrzysz?-zapytała
-Bo wiem, że to ty-odpowiedziałam 
-I co w związku z tym?-znów zapytała ta szmata
-Po co właziłaś do mnie do pokoju?-zapytałam-Kto ci kazał?-dodałam
-Bo mi się chciało. Nikt.
-Ty...-już miałam na nią przeklinać, ale nie chciałam zaczynać afery.
Usiadłam na krześle obok Zayna w kuchni i wzięłam na ręki kanapkę. Nie rozumiem jak Niall może z nią być, a tak teraz są tacy sami. Ta zasrana blondi cały czas przywalała się do Nialla. Z jednej strony chciałam płakać, a z drugiej opieprzyć ich. Widziałam, że Lou na mnie  spojrzał braterskim spojrzeniem.
-Moglibyście to rzeczy robić nie przy nas?-zapytał
-Dobry pomysł-powiedziała blondi i pociągnęła Nialla na górę.
Po jakiś 10 minutach było słychać to:
-Niall mocniej.... Niall
Po prosty uszy bolą. 
-Ja już nie mogę.-powiedziałam i wstałam kierując się do drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytał mnie Louis
-Do kolegi-wszyscy na mnie popatrzeli-tylko kolegi, nie jestem taka szybka jak ten ciota-powiedziałam i popatrzyłam na sufit.-Pa-dodałam i wyszłam.
Kierowałam się w stronę domu Logana. Po kilkunastu minutach byłam pod jego domem. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Po chwili drzwi się otwarły, ale nie stał w nich Logan tylko.....
  

                                                    ***
Tak długo mnie nie było, że.....
Ale powracam do blogowania.
Zapraszam do czytanie
Pozdrawiam ♥